Wspomnienie o ŚP. Jarosławie Augustowskim, staroście grajewskim, pedagogu, sportowcu…
Chciałbym zaprosić Państwa do zapoznania się z opowieścią o człowieku, który jeszcze dosłownie przed chwilą stanowił podstawę samorządową powiatu grajewskiego. Powszechnie znanym, szanowanym i lubianym przez mieszkańców Szczuczyna. Jednak, czy tak naprawdę znaliśmy Jarosława Augustowskiego, czy wiedzieliśmy, czym się zajmował, dlaczego Szczuczyn był dla niego tak ważny? Nie chciałbym przedstawiać go, lepszego niż był naprawdę. Nie chciałbym też tworzyć mitów, które za chwilę stałyby się pokarmem dla krytyki. Miałem okazję współpracować z człowiekiem nietuzinkowym w wielu aspektach i dlatego chciałbym, zaprosić czytelników do mojej własnej opowieści o Tym, którego niestety już nie ma…
Szkoła „nie” podstawowa.
Gdy w 2004 roku ówczesna dyrektor Zespołu Szkół w Niećkowie zaproponowała mi objęcie stanowiska jej zastępcy, powiedziała wtedy, że jeśli się zgadzam, to do pokonania mamy jeszcze jeden nie mały problem, a mianowicie brak zgody starosty powiatu grajewskiego na owe powierzenie. Jasnym było, że bez jego akceptacji nie ma szans na dalszą współpracę. Dziwne, pomyślałem sobie, to Jarek, szczuczyniak, mój nauczyciel nie chce się zgodzić na moja osobę, na mój awans, dlaczego? Pewnie kogoś już ma upatrzonego na to stanowisko, a ja tu krzyżuję plany, myślałem wtedy. Nie pozostawało mi nic innego jak tylko, wsiąść w samochód i pojechać, zapytać, o co chodzi z tym sprzeciwem? Muszę przyznać, że tak jak wtedy, tak do samego końca, pozostała między nami prosta i czytelna relacja: przyjść, powiedzieć, porozmawiać, to zawsze działało. Zadziałało i wtedy. Ja ochłonąwszy w sekretariacie, po prawie godzinnym oczekiwaniu sądziłem, że rozbiję się ze swoimi zapędami i wizjami o człowieka z zasady mi przeciwnego, a tym czasem ta pierwsza służbowa wizyta i ponad trzygodzinna rozmowa były na pewno nie takie jakich się spodziewałem, ale na pewno takie o jakich mogłem sobie tylko pomarzyć. Podczas tego spotkania, jeszcze wtedy pan Jarosław, jawił mi się w sposób niesamowity. On pytał, ja mówiłem, ale tak naprawdę siedziałem jak urzeczony jego swobodą rozmowy, lekkością z jaką dotykał różnych spraw i tematów, nie mówiąc już o tym, że podczas tego spotkania przyjął z dziesięć telefonów, podpisał kilkanaście dokumentów, a mimo to był cały czas skupiony, uważnie wyławiający z moich słów te, które budziły jego ciekawość czy też wątpliwość. Co tu dużo mówić, dobrze się nam rozmawiało, a po kilku dniach dowiedziałem się od pani dyrektor, że starosta chyba zmienił zdanie, bo poprosił o moje dokumenty… I zaczęło się.
Niećkowo, powiat i on
Gdy już jako zastępca dyrektora pojechałem do pana starosty, by załatwić jedną z pierwszych spraw, w gabinecie przyjął mnie służbowo, by nie powiedzieć, że chłodno, czar miłej „rozmowy kwalifikacyjnej” gdzieś prysł, a co chwila pojawiało się: „panie Arturze, dyscyplina finansów publicznych…”. Dyrektorzy szkół ponadgimnazjalnych z terenu powiatu grajewskiego wiedzą doskonale o czym mówię. Taki był cały Starosta, tu pięknie, tu ładnie, a nigdy nie pozwalał na więcej niż można. Lubił konkret, szanował czas rozmówcy i swój. Gdy spotykaliśmy się, by rozmawiać o organizacji kolejnych wydarzeń kulturalnych, czy sportowych, to dopracowana musiała być każda minuta i to w taki sposób, by uczestnicy byli dumni z tego, że są częścią dziejącego się spektaklu. Przemówienia ograniczał do poziomu niezbędnego minimum, powitania krótko, ale bez pominięcia tych, dzięki którym coś właśnie zostało zrobione. Ciekawe było to, że gdy przyjeżdżałem w sprawach dotyczących szkoły w Niećkowie, to On zawsze analizował, jaki to będzie miało wpływ na pozostałe w powiecie. Gdy się denerwowałem tym wiecznym porównywaniem i zestawianiem, tłumaczył mi dlaczego tak a nie inaczej, wtedy nie rozumiałem, dziś, patrząc z innej perspektywy samorządowca, wiem doskonale, co miał na myśli i dlaczego tak zabiegał, żeby jedno działo się jak najmniejszym kosztem drugiego. Ciągle wtedy Pan Starosta, gdy pojawiał się na akademiach szkolnych, spotkaniach z młodzieżą, nauczycielami czy rodzicami był po prostu niesamowity, dosłownie w swoim żywiole. Czarował całym sobą, przyciągał uwagę, żartował. Znajdował czas na rozmowę z każdym. Umiał słuchać, a gdy go o coś proszono reagował. Nawet teraz, gdy byłem już w Urzędzie Miejskim, dzwonił mówiąc, słuchaj rozmawiałem z tym, czy z tamtym, zareaguj, pomóż. Nie odpuszczał, musiało być zrobione tak, jak zobowiązał się ludziom.
Bagna, 9 Pułk i historia
Swoistym konikiem pana Starosty były każdoroczne obchody rocznicy Bitwy na Osowych Grzędach z 11 września 1944 roku. Kultywował tą tradycję jak tylko mógł. Dbał o najdrobniejsze szczegóły, współorganizował, doradzał, zabiegał. Widziałem jak cieszy go to, że z każdym rokiem obchody gromadzą coraz większą rzeszę uczestników, a zainteresowanie wykracza daleko poza teren powiatu i województwa. Muszą uczciwie przyznać, że Jarek uwielbiał sprawy, nazwijmy to mundurowe. Z dumą przyglądał się grajewskim Strzelcom, chętnie podejmował współpracę z Grajewską Izbą Historyczną i stowarzyszeniami związanymi z 9 Pułkiem Strzelców Konnych. Wiem również, że kibicował bardzo, rodzącym się w naszym Szczuczynie Piłsudczykom.
Szkoła „nie” podstawowa.
Gdy w 2004 roku ówczesna dyrektor Zespołu Szkół w Niećkowie zaproponowała mi objęcie stanowiska jej zastępcy, powiedziała wtedy, że jeśli się zgadzam, to do pokonania mamy jeszcze jeden nie mały problem, a mianowicie brak zgody starosty powiatu grajewskiego na owe powierzenie. Jasnym było, że bez jego akceptacji nie ma szans na dalszą współpracę. Dziwne, pomyślałem sobie, to Jarek, szczuczyniak, mój nauczyciel nie chce się zgodzić na moja osobę, na mój awans, dlaczego? Pewnie kogoś już ma upatrzonego na to stanowisko, a ja tu krzyżuję plany, myślałem wtedy. Nie pozostawało mi nic innego jak tylko, wsiąść w samochód i pojechać, zapytać, o co chodzi z tym sprzeciwem? Muszę przyznać, że tak jak wtedy, tak do samego końca, pozostała między nami prosta i czytelna relacja: przyjść, powiedzieć, porozmawiać, to zawsze działało. Zadziałało i wtedy. Ja ochłonąwszy w sekretariacie, po prawie godzinnym oczekiwaniu sądziłem, że rozbiję się ze swoimi zapędami i wizjami o człowieka z zasady mi przeciwnego, a tym czasem ta pierwsza służbowa wizyta i ponad trzygodzinna rozmowa były na pewno nie takie jakich się spodziewałem, ale na pewno takie o jakich mogłem sobie tylko pomarzyć. Podczas tego spotkania, jeszcze wtedy pan Jarosław, jawił mi się w sposób niesamowity. On pytał, ja mówiłem, ale tak naprawdę siedziałem jak urzeczony jego swobodą rozmowy, lekkością z jaką dotykał różnych spraw i tematów, nie mówiąc już o tym, że podczas tego spotkania przyjął z dziesięć telefonów, podpisał kilkanaście dokumentów, a mimo to był cały czas skupiony, uważnie wyławiający z moich słów te, które budziły jego ciekawość czy też wątpliwość. Co tu dużo mówić, dobrze się nam rozmawiało, a po kilku dniach dowiedziałem się od pani dyrektor, że starosta chyba zmienił zdanie, bo poprosił o moje dokumenty… I zaczęło się.
Niećkowo, powiat i on
Gdy już jako zastępca dyrektora pojechałem do pana starosty, by załatwić jedną z pierwszych spraw, w gabinecie przyjął mnie służbowo, by nie powiedzieć, że chłodno, czar miłej „rozmowy kwalifikacyjnej” gdzieś prysł, a co chwila pojawiało się: „panie Arturze, dyscyplina finansów publicznych…”. Dyrektorzy szkół ponadgimnazjalnych z terenu powiatu grajewskiego wiedzą doskonale o czym mówię. Taki był cały Starosta, tu pięknie, tu ładnie, a nigdy nie pozwalał na więcej niż można. Lubił konkret, szanował czas rozmówcy i swój. Gdy spotykaliśmy się, by rozmawiać o organizacji kolejnych wydarzeń kulturalnych, czy sportowych, to dopracowana musiała być każda minuta i to w taki sposób, by uczestnicy byli dumni z tego, że są częścią dziejącego się spektaklu. Przemówienia ograniczał do poziomu niezbędnego minimum, powitania krótko, ale bez pominięcia tych, dzięki którym coś właśnie zostało zrobione. Ciekawe było to, że gdy przyjeżdżałem w sprawach dotyczących szkoły w Niećkowie, to On zawsze analizował, jaki to będzie miało wpływ na pozostałe w powiecie. Gdy się denerwowałem tym wiecznym porównywaniem i zestawianiem, tłumaczył mi dlaczego tak a nie inaczej, wtedy nie rozumiałem, dziś, patrząc z innej perspektywy samorządowca, wiem doskonale, co miał na myśli i dlaczego tak zabiegał, żeby jedno działo się jak najmniejszym kosztem drugiego. Ciągle wtedy Pan Starosta, gdy pojawiał się na akademiach szkolnych, spotkaniach z młodzieżą, nauczycielami czy rodzicami był po prostu niesamowity, dosłownie w swoim żywiole. Czarował całym sobą, przyciągał uwagę, żartował. Znajdował czas na rozmowę z każdym. Umiał słuchać, a gdy go o coś proszono reagował. Nawet teraz, gdy byłem już w Urzędzie Miejskim, dzwonił mówiąc, słuchaj rozmawiałem z tym, czy z tamtym, zareaguj, pomóż. Nie odpuszczał, musiało być zrobione tak, jak zobowiązał się ludziom.
Bagna, 9 Pułk i historia
Swoistym konikiem pana Starosty były każdoroczne obchody rocznicy Bitwy na Osowych Grzędach z 11 września 1944 roku. Kultywował tą tradycję jak tylko mógł. Dbał o najdrobniejsze szczegóły, współorganizował, doradzał, zabiegał. Widziałem jak cieszy go to, że z każdym rokiem obchody gromadzą coraz większą rzeszę uczestników, a zainteresowanie wykracza daleko poza teren powiatu i województwa. Muszą uczciwie przyznać, że Jarek uwielbiał sprawy, nazwijmy to mundurowe. Z dumą przyglądał się grajewskim Strzelcom, chętnie podejmował współpracę z Grajewską Izbą Historyczną i stowarzyszeniami związanymi z 9 Pułkiem Strzelców Konnych. Wiem również, że kibicował bardzo, rodzącym się w naszym Szczuczynie Piłsudczykom.
Kampania wyborcza 2010 roku
Pamiętam tą rozmowę i nasze spotkanie w marcu 2010 roku. Rozmawialiśmy o szkole, kolejnym półroczu, zbliżającym się naborze do klas pierwszych. Martwił się nadchodzącym wielkimi krokami niżem demograficznym, czułem jednak, że wezwał mnie dla jeszcze jakiejś sprawy, ale widziałem również, że się waha, czy podjąć temat. Gdy już prawie wychodziłem, poprosił bym został jeszcze na chwilę i zapytał, czy możemy porozmawiać o moich planach zawodowych? Przyznam szczerze, iż domyślałem się dokąd prowadzi to pytanie, ale nie było sensu tej rozmowy odkładać na później. Usłyszałem pytanie, o to czy planuję start w jesiennych wyborach samorządowych? Odpowiedziałem, że jeśli pan starosta nie będzie ubiegał się o stanowisko burmistrza Szczuczyna, to ja chciałbym zrobić coś dla tego miasta. Ze wszystkich spraw które później poruszaliśmy za jedną jestem Mu niezmiernie wdzięczny. Powiedziałem wtedy, że moja chęć kandydowania napotyka we mnie na jeden wewnętrzny sprzeciw, a mianowicie to, że przeciwnicy będą się mnie czepiać, coś tam wyciągać, czegoś tam się doszukiwać i atakować. Usłyszałem wtedy: Jeżeli jesteś krętacz i kombinator, to nie wchodź to tego świata, natomiast jeśli jesteś uczciwy, to musisz znaleźć siłę, by z tym walczyć. Nie wszystko zależy od nas… Nie było już więcej pytań i rozmów na ten temat. nie miałem już też więcej wątpliwości. Rozpoczęła się kampania, w której nie byłem sam, był jeszcze pan starosta Jarosław Augustowski.
Mów mi Jarek…
Ta relacja przyszła sama. Nie chodzi o to, że staliśmy się nagle przyjaciółmi. My tą relację wypracowaliśmy. Kampania wyborcza była długa i wyczerpująca, mnóstwo spotkań, rozmów i zadań zupełnie dla mnie nowych. Starosta wydawał się być siłą samą w sobie. Rano „na urzędzie” po południu obecny na spotkaniach, aktywny, odpierający argumenty przeciwników i pokazujący, czym jest powiat tak naprawdę i jaka jest jego osobista w nim rola. Ludzie słuchali i miło mi było widzieć, że identyfikowali się z tym, co i w jaki sposób do nich mówi. Oczywiście nie było tak cudownie, że we wszystkim zgadzaliśmy się kropka w kropkę. Jednak różnice omawialiśmy sami ze sobą, na spotkaniach prezentowaliśmy wypracowany kompromis. Miłe i niezmiernie zaskakujące dla mnie było to, że starosta na każdym spotkaniu spotykał swoich znajomych, przyjaciół, czasem nawet szkolnych. Znał tylu ludzi, znał ich sprawy, problemy. Podziwiałem to i często pytałem, jak radzi sobie z taką liczbą informacji? Uśmiechał się wtedy i mówił, coś o doświadczeniu, że przyjdzie to samo, że poznam ludzi. Dziś wiem, że miał rację. Ludzie są w naszej pracy najważniejsi i szybko oswajamy się z ich sprawami. Ostatnie spotkanie w kampanii przypadło na sołectwo Niedźwiedzkie i już po rozmowie z mieszkańcami jedna z rodzin zaprosiła nas na herbatę. Mówię nas… zaproszony to oczywiście został Pan Starosta, a ja… to razem z nim. 🙂 Atmosfera się trochę rozluźniła i wtedy pan starosta zaproponował, żebyśmy przeszli na ty, żebym już dał spokój z tym panem, bo to ludzie się dziwią, a zbyt dużo już razem przeszliśmy… Byłem zadowolony. Zapracowałem na to i fakt bycia z Jarkiem na ty, był i jest dla mnie czymś ważnym. Wynik wyborów, dla nas obu tak korzystny, niczego nie zmienił w naszych wzajemnych relacjach, powiedziałbym nawet, że je utrwalił i spotęgował. Miałem przyjaciela i wsparcie, a On miał trochę młodszego partnera w samorządowym świecie.
Mów mi Jarek…
Ta relacja przyszła sama. Nie chodzi o to, że staliśmy się nagle przyjaciółmi. My tą relację wypracowaliśmy. Kampania wyborcza była długa i wyczerpująca, mnóstwo spotkań, rozmów i zadań zupełnie dla mnie nowych. Starosta wydawał się być siłą samą w sobie. Rano „na urzędzie” po południu obecny na spotkaniach, aktywny, odpierający argumenty przeciwników i pokazujący, czym jest powiat tak naprawdę i jaka jest jego osobista w nim rola. Ludzie słuchali i miło mi było widzieć, że identyfikowali się z tym, co i w jaki sposób do nich mówi. Oczywiście nie było tak cudownie, że we wszystkim zgadzaliśmy się kropka w kropkę. Jednak różnice omawialiśmy sami ze sobą, na spotkaniach prezentowaliśmy wypracowany kompromis. Miłe i niezmiernie zaskakujące dla mnie było to, że starosta na każdym spotkaniu spotykał swoich znajomych, przyjaciół, czasem nawet szkolnych. Znał tylu ludzi, znał ich sprawy, problemy. Podziwiałem to i często pytałem, jak radzi sobie z taką liczbą informacji? Uśmiechał się wtedy i mówił, coś o doświadczeniu, że przyjdzie to samo, że poznam ludzi. Dziś wiem, że miał rację. Ludzie są w naszej pracy najważniejsi i szybko oswajamy się z ich sprawami. Ostatnie spotkanie w kampanii przypadło na sołectwo Niedźwiedzkie i już po rozmowie z mieszkańcami jedna z rodzin zaprosiła nas na herbatę. Mówię nas… zaproszony to oczywiście został Pan Starosta, a ja… to razem z nim. 🙂 Atmosfera się trochę rozluźniła i wtedy pan starosta zaproponował, żebyśmy przeszli na ty, żebym już dał spokój z tym panem, bo to ludzie się dziwią, a zbyt dużo już razem przeszliśmy… Byłem zadowolony. Zapracowałem na to i fakt bycia z Jarkiem na ty, był i jest dla mnie czymś ważnym. Wynik wyborów, dla nas obu tak korzystny, niczego nie zmienił w naszych wzajemnych relacjach, powiedziałbym nawet, że je utrwalił i spotęgował. Miałem przyjaciela i wsparcie, a On miał trochę młodszego partnera w samorządowym świecie.
Jarosław Augustowski – samorządowiec
Jakim samorządowcem był Jarosław Augustowski? Na pewno doświadczonym. Ponad szesnaście lat na stanowisku sprawiło, że znał doskonale słabe i mocne strony regionu. Ci, którzy mieli szansę współpracować z nim dłużej, doceniali jego stabilność i wiarygodność. Każda podejmowana decyzja była przemyślana, a tam gdzie pojawiały się emocje, umiał je wyhamować i wypracować konsensus. Kłopotów nie brakowało. Do niekończącej się opowieści z problemami szpitalnymi, ostatnio dołączyły te szkolne, bo niż, bo spadek ilości uczniów. Ludzie wokół często nie próbowali analizować, że ich „cudowne” i złote rady na rozwiązanie problemów niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Łatwiej jest stać obok i krytykować, trudniej jest wziąć się do pracy i zrobić coś konkretnego. A jemu się udawało. Z trudem i niemałymi problemami prowadził kolejne remonty w szpitalu, dbał o jego rozwój. Żadna ze szkół ponadgimnazjalnych nie została zlikwidowana, a w każdej nieustannie realizowane były projekty rozwojowe, czy to inwestycyjne, czy to edukacyjno – wychowawcze. Wielu w Szczuczynie wie, jak działał dawniej, a jak funkcjonuje dziś Zakład Opiekuńczo Leczniczy zlokalizowany w pomieszczeniach po byłym szpitalu. Nie sposób pominąć, że poza autorytetem lokalnym, Jarek miał niezwykłą umiejętność zjednywania sobie sprzymierzeńców ze znacznie dalszych regionów. Był doskonale znany w województwie, a pełnione przez niego funkcje w Związku Powiatów Polskich nie były wyłącznie reprezentacyjne. Bardzo często w swoich wystąpieniach prezentował sprawy i problemy nurtujące samorządowców z całej Polski. Jeśli do tych wystąpień dodamy jego talent oratorski i świetną znajomość tematu, to uzyskamy pewność merytorycznych wystąpień i uważne wysłuchanie.
Czy nam potrzebny powiat?
To pytanie, słyszał wielokrotnie i zawsze odpowiadał na nie jednoznacznie tak. Weźmy na przykład obszary, które w naturalny sposób pojawiają się w samym urzędzie powiatowym: geodezja, kartografia, budownictwo, komunikacja, czy chociażby ochrona środowiska. Mamy jeden podmiot obsługujący cały powiat. Wszelka dokumentacja skupiona jest w jednym miejscu. Tak powinno być. A szkoły ponadgimnazjalne? Jest ich pięć, a Straż Pożarna, Policja, Szpital, SANEPiD, Nadzór Budowlany, PCPR, PUP… lista instytucji w mniejszym, bądź większym stopniu zarządzanych przez powiat jest bardzo długa. Skierować je do gmin? To oznaczałoby wzrost zatrudnienia, a więc niegospodarność. Oddać
je do wojewody czy tez marszałka? Jeszcze większa tragedia, bo zarządzanie centralne w Polsce już było i
nawet 25 lat ostatnich przemian jeszcze nie całkiem zlikwidowało jego efekty. Jarek to wszystko doskonale rozumiał i przede wszystkim kształtując przyszłość powiatu, starał się równoważyć jego poszczególne obszary. Bardzo często działaliśmy wspólnie, tzn. przy jednym stole, nad jednym problemem siadał starosta i wszyscy wójtowie i burmistrzowie z powiatu, wtedy było łatwiej. Mógłbym podać dziesiątki przykładów takiej współpracy. Znajdowali się tacy, którzy przyjmowali ją za mityczny układ, ale ja wiem jedno, teraz przed powiatem prawdziwe wyzwanie, nie zmarnować tego olbrzymiego dorobku. Nie będzie łatwo.
Wybory 2014, cóż dodać?
Wyborczy sprawdzian jesienią 2014 roku ponownie przeżywaliśmy razem. Tylko teraz sytuacja była inna, ja nie mówiłem o tym co trzeba zrobić, a bardziej o tym co właśnie robimy, w którą idziemy stronę. Jaka będzie przyszłość? Jarek chociaż był obecny, to jakby bardziej zmęczony. Już po wszystkim, gdy znane były wyniki, wciąż martwił się, że polityka wkrada się do samorządów, a tak nie powinno być. Jedna rada, jeden powiat, wspólne sukcesy i wspólne porażki, to był jego model współpracy. Zdaniem starosty to, że poszczególni kandydaci reprezentują daną partię czy komitet, nie powinno mieć znaczenia w momencie, gdy złożone zostanie ślubowanie, a o taki stan było coraz trudniej. Często bywałem na posiedzeniach rady powiatu w latach 2002 – 2006 i 2006 – 2010, to ich atmosfera i charakter ukształtowały moje późniejsze podejście do rady gminy. W kadencji 2010 – 2014 pojawiałem się rzadziej, bardziej wtedy, gdy Rada zajmowała się sprawami związanymi ze Szczuczynem. Jak jest dziś, nie chcę się wypowiadać, bo rzecz dzieje się właśnie…, a czy jest tak, jak to zapamiętałem mogą odpowiedzieć tylko sami aktualni radni.
Jarek ze Szczuczyna, Grajewa, czy może Augustowa…
Byłem kiedyś świadkiem przekomicznej sytuacji, która podobno nie miała miejsca ani po raz pierwszy, ani po raz ostatni. Podczas jednego ze spotkań w gabinecie starosty zadzwonił telefon. Jarek w związku z tym, że biurko miał „zasypane” dokumentami, odebrał telefon w trybie głośnomówiącym. Dzień dobry, tu redakcja pisma „x”, czy pan starosta? – w słuchawce zabrzmiał miły kobiecy głos. Tak, starosta Augustowski. – odpowiedział Jarek. Oj, to przepraszam, bo ja chciałam rozmawiać ze starostą grajewskim..W głośniku wybrzmiał tylko dźwięk odłożonej słuchawki i już było po rozmowie. Patrzyłem rozbawiony, a Jarek jakby nigdy nic, przeszedł dalej do „swoich” dokumentów. Zapytałem, czy nie jest zaskoczony takim przebiegiem owej, zaskakującej dla mnie rozmowy? Odrzekł mi tylko, przyzwyczaiłem się. Można było więc mylić starostę grajewskiego z augustowskim i odwrotnie, jednak nie można było pomylić tego, że Jarosław Augustowski był szczuczynianinem. Szczuczyn był dla niego ważny, tu się urodził, dorastał, uczył i pracował. Zawsze podkreślał, że kiedy skończy się jego misja w starostwie, to wróci do swojej szkoły. Chciałbym jednak podkreślić, że osobiste zainteresowanie i troska Jarka o sprawy Szczuczyna, nigdy w najmniejszym stopniu nie oddziaływały negatywnie na resztę powiatu. Był czas, że Szczuczyn nie rozumiał, że powiat i gmina to jedno, że należy się uzupełniać a nie różnić. Cieszy mnie to, że zdążyłem to myślenie odmienić i że zadziało się to z pomocą tak wyjątkowego człowieka.
Tragiczna informacja…
Właściwie to nie wiem, czy poranna informacja z piętnastego grudnia wydała mi się bardziej nie prawdopodobna czy tragiczna? Uznałem, że ktoś się pomylił, przecież Jarek jest na urlopie, odpoczywa, a w takie miejsca nie jedzie się po to, by umrzeć. Szok i niedowierzanie, które nie było wyłącznie moim udziałem, bardzo szybko dopełnione zostały trzecim uczuciem pustki, która powstała razem ze świadomością końca pewnego czasu, a raczej stanu, jego bezpowrotności. Ta śmierć, za młoda, za szybka, tragiczna sprawiła, że wszystko to o czym wspomniałem powyżej już się nie powtórzy. Żeby spuentować piętnasty grudnia i kilka kolejnych dni przed samym sobą, jestem w stanie wyłącznie zapaść w ciszę. Tylko cisza pozwala spokojnie zastanowić się, jak to będzie teraz, bez niego?
Jak będzie?
Mam nadzieję, że Tym, którzy dobrnęli do końca mojej opowieści nie wydała się ona zbyt nurząca. Jeśli odsłaniając kulisty mojej osobistej przyjaźni z Jarkiem przybliżyłem chociaż trochę jego postać, to taki był właśnie mój cel. Zapalając lampkę na jego mogile, pamiętajmy, że na tym nie może skończyć się o nim pamięć. Jarosław Augustowski przyjaciel Szczuczyna pozostawił nam inne, bardziej wymagające zadania…
Artur Kuczyński
Burmistrz Szczuczyna (Przyjaciel)
Szczuczyńskie wieści nr 1/2016
2 komentarze
Jarek byl moim kolega ze szkoly podstawowej I moja pierwsza szkolna miloscia.Smutno ze umarl tak mlodo.
Anna Jankowska
Chicago
Smutno mi.
Anna Jankowska
Chicago
Komentarze pod artykułami są opiniami użytkowników naszego portalu. Nie publikujemy wpisów wulgarnych, zwalczamy trollowanie. Nie tolerujemy spamu i postów pisanych wyłącznie Caps – Lockami. Ze względu na ograniczoną długość komentarzy zastrzegamy sobie prawo do usuwania obszernych artykułów wklejanych w postach w sytuacji, kiedy można wykorzystać link.