„Uczyłem z zamiłowania”

0

Rozmowa z wieloletnim dyrektorem szkoły podstawowej w Szczuczynie Czesławem Niklińskim

Czesław Nikliński urodził się 30.01.1932 r. w Czarnowie. Szkołę Podstawową ukończył w Niedźwiadnej, a Liceum Ogólnokształcące w Piszu. Studiował w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Warszawie, a tytuł magistra historii zdobył na Uniwersytecie Gdańskim. Pracę zawodową rozpoczął w 1957 r. w Szczuczynie jako nauczyciel szkoły podstawowej nr 1. Następnie do przejścia na emeryturę pełnił funkcję kierownika, a później przez wiele lat dyrektora szkoły podstawowej w Szczuczynie. Angażował się w życie społeczne miasta – był radnym kilku kadencji oraz przewodniczącym Miejsko – Gminnej Rady Narodowej. Od wielu latnależy też do Ochotniczej Straży Pożarnej w Szczuczynie, sprawuje funkcję prezesa Ogniska Emerytów i Rencistów ZNP w Szczuczynie. Rada Miejska w dniu 28.06.2005 r. nadała Czesławowi Niklińskiemu tytuł „Zasłużony dla Gminy Szczuczyn”. Wspomnień Czesława Niklińskiego wysłuchali Renata Markiewicz (R.M.) i Janusz Siemion ( J.S.)
J.S. Chcielibyśmy z Panem porozmawiać o szczuczyńskich szkołach. Wszyscy znają Pana jako wieloletniego dyrektora szkoły podstawowej. A co się działo wcześniej, gdzie się Pan urodził? Może by Pan coś o sobie powiedział?
Cz.N. Urodziłem się 30 stycznia 1932 roku w Czarnowie, w gminie Szczuczyn. Dziadkowie mieli tam gospodarstwo, a po nich rodzice uprawiali jakieś 19 hektarów.
J.S. Dyrektorze, a jako taki mały chłopiecprzyjeżdżał Pan przed wojną do Szczuczyna?
Cz.N. Przyjeżdżałem.
J.S. Jak to miasto wtedy wyglądało? Jakie wrażenie sprawiało?
Cz.N.Uuu Szczuczyn proszę Pana, to wtedy duże miasto było i mieszkało tu bardzo dużo Żydów. No miasto, to nie wieś. Pociecha była iść do miasta. W mieście życie było takie, wiadomo kulturalniejsze, lepsze było niż na wsi.
J.S.: Ile Was było rodzeństwa?
Cz.N. Pięciu. I siostra była maleńka, ale umarła. Szósta. No i było nas pięciu braci. I tak przeżyliśmy wojnę.
J.S. Dyrektor miał siedem lat jak wojna wybuchła. Pamięta Pan?
 Cz.N. Do szkoły, pierwszej klasy miałem iść.
J.S. A gdzie? W Niedźwiadnej?
Cz.N. Nie w Czarnówku, bo była szkoła. Ale Niemcy ją zrujnowali.
J.S. Tam mały oddział był. Trzy klasy.
Cz.N. Trzy. Ale tam już Niemcy przyjechali. Ja w szkole nie byłem. Pierwszego września już wybuchła wojna. Wtedy byliśmy w domu i nie puścili naszych do szkoły, tam wzięli dyrektora tej szkoły „out” zabrali Niemcy i już. No i siedzieliśmy w domu.
J.S. Całą okupację?
Cz.N. Tak.
J.S. A w co się bawiliście jako małe dzieci?
Cz.N.Bawiliśmy się proszę Pana, przeważnie to było kółko z fajerki. Na tym się jeździło po łąkach, bo tam gęsi pasłem. A moja babcia była taka słynna hodowczyni gęsi. Tak ze sto pięćdziesiąt może sto osiemdziesiąt sztuk hodowała.
J.S.O, to było przy czym chodzić.
Cz.N.Życie było z tego. Żydzi przyjeżdżali.Wszyscy znali hodowlę w Czarnowie, Niklińskich.
J.S.Żydzi to za piórami przyjeżdżali?
Cz.N.Gdzie tam. Gęsi Panie za łeb łapali i dojedzenia, a pióra zostawiali.
J.S.To przed wojną. A w okupację jak było?
Cz.N. Okupacja niemiecka, ale to na początku wojny. Krótko trwała, ale była. Zabrali od razu ze siedemdziesiąt gęsi Niemcy i żandarmeria przyjechała niemiecka i sobie wybierali takimi hakami ze stada.
J.S. Ale żywe czy od razu zarżnęli?
Cz.N. Żywe. Zabrali żywe. Jeszcze ojciec miał takie skrzyneczki ładne, to też zabrali. Trzeba było je w nie powsadzać. Słuchać trzeba było. Co ciekawego,mój ojciec prawie całe życie był sołtysem we wsi. Bo to był człowiek, przyznam się szczerze dobry, ale i lubiany przez ludzi.
J.S. Panie Dyrektorze, może coś jeszcze o okupacji. Całą spędził Pan na wsi?
Cz.N. Na wsi.
J.S. Nie dokuczali Niemcy, Sowieci?
Cz.N. Ojciec był sołtysem to był trochę uważany, ale ciekawą historię powiem. Wojna wiecie, ale trzeba było żyć jakoś. A mieliśmy tych świnek dużo. No i nikt nie powiedział, a przyjechał komisarz ze Szczuczyna skontrolować naszą wieś. Bo było wiadomo, że w okolicy, była partyzantka. Ojciec to do niej nie należał ale już jego syn Aleksander, a nasz brat należał. I przyjechał do nas ten niemiecki komisarz, a my zabijali świniaka wtedy.
J.S. To nie wolno było wtedy chyba za bardzo?
Cz.N. Gdzież tam, można było być ukaranym,i wtedy ten świniak wyleciał, a ten pan komisarz zobaczył krew leci ze świniaka. Ojca nie ma schował się. Niemiec krzyknął: „ Komm, komm soltys”. No i ojciec wyszedł i mówi: „ jeść trzeba”.A był taki sprytny, ukląkł przed nim, „ to rób co chcesz, strzelaj” mówi. On nie strzelił, poszedł sobie na wieś popatrzeć, a ojciec uszykował mu i szynkę i łopatki i jeszcze pół głowy. Jak przyszedł z powrotem to taki zadowolony wziął to wszystko i było dobrze. Tak, że obeszło się bez wielkiego krzyku. No powiem jeszcze, co ciekawe, że w okresie okupacji douczanie było.
J.S. To gdzie było?
Cz.N. W Czarnowie.
J.S. A kto prowadził?
Cz.N. Pani Niesiołowska, córka oficera polskiego, a jej męża to NKWD zabiło. To ona zorganizowała nauczanie potajemne. Na zajęcia dzieciaki z Załusk, Mazewa i Czarnowa uczęszczały. Uczyła ona dwóch przedmiotów: polskiego i rachunków.
J.S.: W Czarnowie, w którym budynku?
Cz.N. W Czarnowie, u Grądzkiej, tam na początku wsi, gdzie mieszkała. Tam przychodziliśmy iuczyła nas, wiecie. Tak do czwartej klasy nas uczyli. Pamiętam jak dziś, musieliśmy nauczyć się obowiązkowo tabliczki mnożenia, bez niczego i czytać i pisać.
J.S. Kończy się wojna to Dyrektor ma trzynaście lat.
Cz.N. Tak.
R.M. No dobrze i po tym nauczaniu to później do szkoły? A gdzie była ta szkoła?
Cz.N. W Niedźwiadnej. Chodziłem do szkoły w Niedźwiadnej. Tam od razu poszedłem do klasy piątej. Przyjęto nas tam ładnie w Niedźwiadnej. Muszę przyznać, dzieci mieliśmy prawie pod opieką. My byliśmy jedni z mądrzejszych, bo do szkoły brali wszystkie dzieciaki i takie, które się w ogóle nie uczyły. A my umieliśmy pisać, czytać no i rachować. To już było dobrze. W Niedźwiadnej skończyłem siódmą klasę i przeszedłem do Szczuczyna. Do Szkoły Zawodowej, do handlówki.
R.M.To w Szczuczynie była handlówka?
Cz.N.Była.
R.M.
Gdzie?
Cz.N.:Handlówka była tam, gdzie moja szkoła stoi, moja mówię tysiąclatka.
R.M. Ile trwała nauka?
Cz.N. Trzy lata. I proszę Pani mój ojciec mówi: „co ty syneczku, po tej handlówce będziesz robił?” i przeniósł mnie do szkoły zawodowej.
R.M. Na jaki dział?
Cz.N. Na spawacza. Zawodówkę skończyłem i poszedłem do grajewskiego ogólniaka, z którego po roku przeniosłem się do Pisza. No i tam zdałem maturę. Okazało się, że bardzo dobrze, bo miałem podbudowę z dobrej szkoły. Zdałem maturę, miałem jeszcze trochę czasu wolnego, to zatrudnili mnie na nauczyciela w Piszu w szkole. Uczyłem wf-u , historii uczyłem, bo lubiłem, no i tam parę złotych było tak, że dobrze było. Ale ja w Piszu nie siedziałem długo i zgłosiłem się na studia, bo co to po maturze. Nic, niewiele… . Poszedłem do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Warszawie. To był taki wydział Uniwersytetu Warszawskiego. Po trzech latach poszedłem na magisterkę do Gdańska. No i w Gdańsku skończyłem uniwersytet.
J.S. Kierunek historia?
Cz.N. Historia. Tak historia. Ale wiecie ja tę magisterkę zaocznie zrobiłem.
R.M. A to z Warszawy wrócił Pan do Szczuczyna?
Cz.N. Dostałem skierowanie do pracy w powiecie grajewskim, a w Grajewie skierowali mnie do pracy w Szczuczynie.
J.S. Ale Panie Dyrektorze, to nie było jakoś załatwione? Skierowano Pana tu, skąd Pan pochodził. Przeważnie kierowali gdzie indziej.
Cz.N. Tak się złożyło…, bo inspektor był dobrym człowiekiem. Lubił wieś i znał moich rodziców. No i tak było dobrze. Zapomniałem powiedzieć Państwu, że ja w trakcie studiów ożeniłem się z Basią Janowską. Basię zapoznałem na Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie.
J.S. A pani Basia skąd pochodziła?
Cz.N. Ze Szczuczyna. Mieszkała przy ul. Łomżyńskiej, tam gdzie później przez wiele lat razem mieszkaliśmy.
J.S. No właśnie, to nie poznaliście się wcześniej, aż dopiero w Warszawie?
Cz.N. Nie, ja jej nie znałem, bo ja mieszkałem w Czarnowie. Poznałem ją w Warszawie, bo ona akurat z delegacją przyjechała, bo to z każdego powiatu tam jeździli. No i czytają Szczuczyn i wymienili tam parę osób m.in. Janowską, a ja nic. Byłem w komitecie organizacyjnym tego zjazdu i wytypowali mnie na opiekuna z warszawskiej uczelni. I tak żeśmy się bliżej poznali.
J.S. Ale to musiał Pan do Związku Młodzieży Polskiej należeć, jak takie funkcje przydzielali?
Cz.N. Tak, tak. Należałem do Związku Młodzieży. Byłem aktywistą, taka prawda.
J.S. I żeście się pobrali. Mieszkaliście w Gdańsku?
Cz.N. Ja byłem w Gdańsku na uczelni, a żona w Szczuczynie mieszkała. Była główną księgową w GS-ie. Co ciekawego, że jak dostałem przydział do Grajewa, od razu wezwał mnie pan inspektor i mówi: „Proszę Pana, wyjeżdża pan Grajewski ze Szczuczyna, kierownik szkoły. Czy Pan by zgodził się na kierownika szkoły w Rynku? Kierownika szkoły nr 2.” Odpowiedziałem, że tak, tylko nie wiem, czy dam radę.
J.S. Tam gdzie teraz gimnazjum jest.
Cz.N. No właśnie, tam gdzie gimnazjum. Bo wiecie, ja tylko trochę na początku uczyłem jako nauczyciel przy kościele w tzw. „celach”.
J.S. Mamy w naszym Cyfrowym Archiwum Tradycji Lokalnej zdjęcia z tego okresu, na których Pan jest jak jeszcze pan Kulągowski był kierownikiem.
Cz.N. Tak, tak. Pan Kulągowski, a po nim Wykrętowicz Julia.
J.S. Jak mówiłem jest takie zdjęcie, taki młody Czesiu… jak Pan tylko zaczął pracować.
Cz.N. Tak chłopczyk byłem, zgrabny. Dałem już się trochę poznać. A kierownik, Wykrętowicz powiedziała: „idź ja ci pomogę.” Słuchajcie mi pomagali moi byli nauczyciele, Pani Niesiołowska, pani Tomicka, pani Kotylińska i pani Szczemirska. No i oni, mi pomagali. Przyjechał inspektor i mnie przedstawił: „to będzie wasz kierownik szkoły.” Śmieją się do mnie, a on: „co oni do Pana tak się śmieją?” Bo ja ich znam i kocham, bo to moi nauczyciele. I wtedy proszę Pana to, on tak spojrzał i mówi: „to będzie miał tu Pan dobrze”. Ja po przyjęciu mnie na stanowisko kierownika, zebrałem swoich nauczycieli, znajomych i powiedziałem: „Musicie mi pomóc jak Wami kierować. Bo ja nie wiem, czy dobrze będę to robił”.
J.S.Żeby można było pełnić stanowisko kierownicze, to trzeba było się zapisać do partii.
Cz.N. Ale to później. Z początku nie brali. Tak niepatrzyli. Co tam gadać partia była partią. Wtedy ja ich zebrałem oni mi pomagali. Ja podzieliłem sobie szkołę na działy, było koło takie, takie, takie, Niesiołowska opiekowała się tym i tym, Kotylińska tym i tym, pani Szczemirska matematykami, a ja byłem kierownikiem. Poważnie. Tak mi dobrze było z nimi. Pomagali mi, chcieli żebym ja kierował. A mnie dobrze było, Panie ja zacząłem ruch społeczny od razu w szkole, założyłem też Szkołę Przysposobienia Rolniczego.
J.S. Ten tak zwany SPR?
Cz.N.Tak, Szkołę Przysposobienia Rolniczego. Uczyli tam Pani Wierzchoś, Pan Wierzchoś, Kulągowski matematyki, no uczyli nauczyciele dobrzy. No i uczniowie moi z tego SPR-u, wie Pan to nawet do wyższych szkół się podostawali. Ja, mało tego, wiecie co zrobiłem? Komitet szkolny powołałem z największych działaczy Szczuczyna. W jedynce i dwójce to już ciasno było i warunki takie sobie, więc z tym komitetem wpadliśmy na pomysł, żebyśmy może szkołę cholera zaczęli budować. Przegadaliśmy to i oni zaczęli w mig działać. Musieliśmy mieć pozwolenie na budowę z kuratorium, bo to inaczej nie wolno było. Wybraliśmy się więc, ale nie z pustymi rękami. Załącznikiem były świeże węgorze i szczupaki z pobliskiego jeziora.
J.S. To wtedy była ta ogólnopolska akcja budowania tysiąca szkół na tysiąclecie?
Cz.N. No i moja tysiąclatka się nazywa.
J.S. No i budujecie tę tysiąclatkę…
Cz.N. No, ale poczekaj Pan, myślisz Pan, że tak od razu budowa. Akurat kuratorem był Łojko i mnie pyta: „Panie, co Pan ma, żeby tę szkołę tam zbudować?” Ja mu mówię, że mam plac, mam miejsce, mam inżynierów, mam wszystko co potrzeba. No to kurator mówi: „Nie mamy możliwości dać wam budowy, bo wszystkie rozdzielone, ale mamy budować szkołę w Suwałkach, tyle, że nie mają oni tam ani miejsca, ani położenia i nic nie zrobili, i na razie nie będą tam budować, jest wolna”. I dał nam kurator tę tysiąclatkę z Suwałk do Szczuczyna. Plac pod budowę był na rogu ulic Kilińskiego i Szczuki naprzeciwko zawodówki. Niektórzy twierdzili, że za bardzo nie pasuje bo przy drodze jest duży ruch. Więc znalazło się rozwiązanie, że płot postawimy i drzewa zasadzimy. No i zaczęliśmy budować. Chłopi żwir zwozili i w listopadzie 1960 r. położono kamień węgielny pod tę budowę. To było coś niesamowitego po prostu, ilu ludzi przy niej społecznie pracowało. W trzy lata zbudowaliśmy szkołę.
J.S. A kiedy nastąpiło otwarcie tej szkoły?
Cz.N. To było jakoś tak pod koniec 1963 r. Wtedy zorganizowaliśmy uroczyste otwarcie Szkoły Tysiąclecia Państwa Polskiego, której nadaliśmy imię Władysława Broniewskiego. A… i chciałem tu jeszcze podziękować Panu Stanisławowi Orłowskiemu, za to że takie piękne ogrodzenie wybudował. Sam je zaprojektował i ze swymi uczniami wykonał. On wtedy w szkole zawodowej uczył, był nauczycielem zawodu.
J.S. W tysiąclatce funkcjonował SPR?
Cz.N. Tak, przeniosłem tę szkołę do nowego budynku. Założyłem też, wiecie na początku lat siedemdziesiątych Liceum Ogólnokształcące dla Pracujących. Była to początkowo filia liceum w Ełku. Bo przecież ta nasza młodzież z SPR-u i zawodówki mogłaby mieć maturę i zrobić ją w mojej szkole. Działała ona ponad dwadzieścia lat i wypuściliśmy około trzystu maturzystów. Co Wam jeszcze po wiem, żebyście wiedzieli kto u mnie matury robił, imilicjanci, i urzędnicy, długo by mówić…
J.S. Kiedy powstała zbiorcza szkoła gminna, czy to nie była jakaś ogólnopolska akcja?
Cz.N.Tak, było takie hasło w 1973 r. zakładania szkół zbiorczych. Po naradach z dyrektorami szkół wiejskich i przewodniczącymi komitetów rodzicielskich uzgodniliśmy, że dzieci będą dowożone do Szczuczyna. Mieliśmy dwa autobusy i przyczepy tzw. „bonanzy”.
J.S. I do którego roku Dyrektor pracował? Kiedy odszedł Pan na emeryturę?
Cz.N. Pracowałem bardzo ciężko i dużo, bo to przecież i podstawówka i wieczorówka i SPR. Na emeryturę przeszedłem w 1991 r.
J.S. Wróćmy do życia prywatnego. Bo o szkole to już wiemy dużo. Z panią Basią wzięliście ślub, gdzie?
Cz.N. W Szczuczynie.
J.S. I zamieszkaliście na Łomżyńskiej?
Cz.N. Tak na Łomżyńskiej. Jak się ożeniłem to od razu tam zamieszkaliśmy. Tylko ja jeszcze na Uniwersytet do Gdańska jeździłem.
J.S. Jak wyglądało życie towarzyskie w Szczuczynie? Czy Pan z żoną gdzieś bywaliście, a może
zapraszaliście gości?
Cz.N. Bywaliśmy u Molskich, Wierzchosiów, Wareckich… no i sami też robiliśmy przyjęcia.
J.S. Na wycieczki jeździliście po Polsce?
Cz.N. Trochę tak. Jeździliśmy do Zakopanego, nad jeziora koło Gdańska, zwiedzaliśmy Trójmiasto. Dobrze nam było dopóki żona nie zachorowała.
J.S. Pani Basia długo chorowała?
Cz.N. Tak, i zmarła w 1998 r.
J.S. No i co dalej?
Cz.N. No… trzeba było żyć i żyłem. Tam blisko mego domu był kiedyś targ i tam poznałem moją Leneczkę. Miłość, Panie ani o wiek, ani o czas nie pyta.
J.S. I nie zna granic.
Cz.N. Tak. Nie zna granic. Lena mi się od razu spodobała za jej urodę, za jej mądrość. A ona mnie polubiła od samego początku. Najpierw byliśmy narzeczeństwem, a od siedmiu lat jesteśmy małżeństwem.
J.S. Człowiekowi na świecie samemu to źle, prawda?
Cz.N. Bardzo źle. Różnie to było, ale teraz jest nam razem bardzo dobrze. I jak moja Lena mówi, można się posprzeczać i pogodzić się można i jest z kim porozmawiać.
J.S. A skąd pomysł na to, żeby zostaćnauczycielem? Przypadek, czy chciał Pan tak od najmłodszych lat być nauczycielem?
Cz.N. Ja tak powiem Panu, że większego wyboru to ja nie miałem. Z zamiłowania uczyć to zawsze lepiej, niż co innego robić.
J.S. Dyrektorze, a jak Szczuczyn Pana zdaniem wygląda dzisiaj? Jak się Panu podoba gospodarowanie w naszym mieście?
Cz.N. Szczuczyn proszę Państwa, to teraz aż się chce popatrzeć. Dużo do mnie znajomych ze świata i rodziny przyjeżdża. Oni się wręcz nachwalić nie mogą. Z burmistrza muszę Panu powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony. Ten człowiek to tak tu wiele robi i ładnie się spisuje. Lubiany jest przez ludzi, chociaż nie przez wszystkich. Ja go bardzo lubię. Młody człowiek przejął władzę. Najmłodszy Szczuczyna burmistrz. On i w powiecie to jest chyba jeden z młodszych.
RM., JS. Bardzo dziękujemy Panu Dyrektorowi za rozmowę i życzymy dużo zdrowia.

Źródło: Szczuczyńskie wieści 1/2016

Udostępnij:

Skomentuj

Wpisz odpowiednią cyfrę w poniższe pole : Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

Komentarze pod artykułami są opiniami użytkowników naszego portalu. Nie publikujemy wpisów wulgarnych, zwalczamy trollowanie. Nie tolerujemy spamu i postów pisanych wyłącznie Caps – Lockami. Ze względu na ograniczoną długość komentarzy zastrzegamy sobie prawo do usuwania obszernych artykułów wklejanych w postach w sytuacji, kiedy można wykorzystać link.

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress